Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Anna Brzezińska: Piszę książki historyczne o wymyślonych światach [rozmowa NaM]

Małgorzata Stuch
Anna Brzezińska, jedna z najbardziej znanych autorek fantasy napisała książkę historyczną o czarownicy. Wcześniej wydała „Córki Wawelu" - przełomową książkę o historii kreowanej przez mężczyzn, w której jednak najważniejszą rolę odgrywały kobiety. Nam opowiada m.in. o tym, czym różnią się książki historyczne od fantasy i czym jest prawda.

Pewnie wszyscy Panią o to pytają. Skąd tytuł Pani ostatniej książki „Woda na sicie”?
Z greckiego mitu o Danaidach. Danaidy, córki króla Danaosa były skazane na noszenie do dziurawej beczki wody na sitach. Oczywiście nie mogły tej wody przenieść. To był daremny trud. I właśnie ten daremny trud można odnieść do treści i znaczenia mojej książki. Z jednej strony daremnym trudem są próby odkrycia prawdy: tego, co wydarzyło się w przeszłości i o czym opowiada bohaterka, czyli La Vecchia. Jak wiemy, bohaterka przedstawia wiele wersji tego samego zdarzenia. Nie wiem, która z wersji jest prawdziwa, to wszystko zależy od naszego punktu odniesienia, od tego, o jakich nowych szczegółach się dowiemy. Z drugiej strony określenie „daremny trud” można odnieść też do pragnień i marzeń bohaterki. Do tego, czego chciała. Wiemy, że miała wiele marzeń, ale one się nie spełniły.

Czytelnik może mieć problemy, by stwierdzić, która z wersji La Vecchi jest prawdziwa. Zapytam zatem, jaka jest prawda? Czy prawdziwa jest ostatnia historia, ta opowiedziana pod koniec książki?

W XIX wieku wśród historyków panowało takie przekonanie, że generalnie pisząc historię trzeba pisać prawdę. Ale te teorie nie sprawdzają się. Każdy czas ma swoją historię, na dobrą sprawę każde pokolenie pisze swoją historię. Często jest tak, że rzecz neutralna w pewnym okresie staje się np. gorąca politycznie. Prosty przykład: kiedyś zajmowałam się gender studies (badania nad tożsamością płci) i wtedy był to problem socjologiczny, historyczny. Dziś jest to coś niepoważnego, nachalnie ideologicznego, mającego też odniesienia do polityki. Zmieniło się podejście. Zresztą teraz, po latach zajmowania się historią, nauczyłam się, że nie ma jednej prawdy. Jest ich wiele. W książce tak naprawdę chciałam pokazać, jak wygląda prawda, widziana przez pryzmat jednej osoby. Może faktycznie ta ostatnia historia opowiedziana przez La Vecchię jest najbliższa prawdy? Może tak być…

Wspomniała Pani, że latami zajmowała się historią. Ale książki historyczne zaczęła Pani pisać dopiero kilka lat temu, bo wcześniej tworzyła fantasy. Dlaczego taka kolejność?
(śmiech) Nauczyłam się na wielu przykładach, że to, czy zostanie się uznanym za pisarza tworzącego fantasy, czy nie, zależy od tego, gdzie się wydaje książki. Jeżeli autor wydaje książki w wydawnictwie zajmującym się literaturą fantasy, to automatycznie zostaje zakwalifikowany jako pisarz fantasy. A jeżeli wyda coś w innym wydawnictwie, to niekoniecznie będzie się o nim mówiło jak o pisarzu fantasy. Proszę spojrzeć na twórczość Jacka Dukaja czy Szczepana Twardocha. Nikt od nich nie zacznie wymieniać pisarzy fantasy, nie powie od razu że piszą fantastykę.

Podobnie tacy twórcy jak Jose Saramago z „Baltazarem i Blimundą” albo Salman Rushdie z „Grimusem”. To znani pisarze i też nikt o nich nie mówi, że tworzą fantasy. Sama zresztą myślę o swojej twórczości, że piszę książki historyczne o wymyślonych światach. Wiele lat temu, kiedy byłam dzieckiem, moim odkryciem stała się „Chwała cesarstwa” d'Ormessona. Odkryciem, bo właśnie po lekturze tej książki pojęłam, że można napisać powieść fantastyczną wymyślając cały świat.

Więc „Woda na sicie” nie ma odniesień historycznych, bo cały przedstawiony w powieści świat został przez Panią wymyślony?
Właśnie tak. Ta powieść przedstawia całkowicie wymyślony świat. Oczywiście istnieją i istniały takie zamknięte społeczności heretyckie jak społeczność opisana w „Wodzie”, ale świat i cała poetyka powieści są fikcyjne. Przedstawione realia mogą się kojarzyć z północnymi Włochami – na tę lokalizację bym stawiała. Zresztą przesłuchanie La Vecchi przez inkwizytorów stworzyłam na podstawie przebadanych akt inkwizycji właśnie z północnych Włoch. Czytałam też oczywiście akta inkwizycji hiszpańskiej i akta polskie. Ale we Włoszech czy Hiszpanii sprawy czarownic załatwiała inkwizycja. U nas załatwiały to sądy świeckie.

Czyli jednak przynajmniej część realiów książkowych była wzorowana na rzeczywistym życiu w średniowieczu?
W pewnym sensie. W moich powieściach takie przedstawienie świata bierze się też stąd, że zanim zacznę pisać, to staram się wczuć w epokę, nawet nasiąknąć epoką. Siadam i czytam rzeczy z epoki, czytam głównie o życiu codziennym. O decydujących szczegółach. Czasem używam w powieści jakiegoś realnego szczegółu. Np. w „Córkach Wawelu” występuje ławeczka Dosi. Taka ławeczka faktycznie na Wawelu była. Sprawdzałam, czy naprawdę siadał na niej król i karmił gołębie.

W „Wodzie na sicie” występuje taki historyczny element ze świata realnego?
Nie, ale jest wiele realnych elementów. Chociaż użytych do przedstawienia świata wymyślonego. Na przykład święci są wymyśleni, ale niektóre zdarzenia z ich życia zaczerpnęłam z opowieści o życiu prawdziwych świętych chrześcijańskich. I tak wykorzystałam fragment legendy o św. Marcie. Ta święta oswoiła smoka pustoszącego miasto i potem łagodnego, przyprowadziła go pod mury miasta, aby został zbity. Ta historia - motyw świętej oswajającej smoka pojawia się w mojej powieści, ale nie pojawia się w niej św. Marta, tylko wymyślona inna święta.

Jak widać naprawdę historia to jeden z najważniejszych elementów Pani książek.
Nic dziwnego, bo jestem z wykształcenia historykiem. Wychowałam się na powieści historycznej, a dorastałam w wielkiej bibliotece moich rodziców. Do tej pory pamiętam, że gdy tata przyłapał mnie na czytaniu książek zakazanych, wynosił je i sprzedawał.

A co było zakazane? Książki historyczne?
No, na przykład książki Colette. Zaczęłam je czytać, gdy miałam jakieś 10 lat, więc gdy ojciec przyłapał mnie na ich czytaniu, książki Colette zniknęły z naszej biblioteki. Był też oczywiście zakaz na „Sztukę kochania” Wisłockiej. Ale o dziwo na "Biblię", w której są o wiele gorsze historie, zakazu nigdy nie było.

La Vecchia to w zasadzie taka feministka z czasów średniowiecza. Czy to Pani ulubiona bohaterka?
Chyba nie. Ulubiona jest zawsze ta, o której piszę lub o której dopiero napiszę. Czy feministka? Tak, oczywiście że tak. To wbrew pozorom i czasom, w których żyje, bardzo współczesna bohaterka. Ma w sobie olbrzymie pokłady samoświadomości. Ma własne plany, marzenia, mówi, że nie chce zostać zapomniana. No i co najważniejsze, nie definiuje się przez mężczyzn. Mężczyźni nie są dla niej najważniejsi.

Można powiedzieć, że jest trochę podobna do Babuni Jagódki z Pani opowieści o Wilżyńskiej Dolinie?
Trochę tak, ale nie do końca. Pamiętajmy, że w Wilżyńskiej Dolinie magia to rzecz naturalna. Jest, istnieje, a Babunia Jagódka ją wykorzystuje. Ma magiczne odpowiedzi na swoje problemy. W „Wodzie na sicie” wygląda to inaczej. Magia, a raczej podejrzenie o magię nie przynosi La Vecchi szczęścia.

La Vecchia zostaje posądzona o czary, bo podobnie jak Babunia Jagódka leczyła ludzi…

W średniowieczu każda kobieta leczyła, ale nie każda trafiała przed trybunał i była sądzona. Leczenie było rolą kobiet. Wystarczy spojrzeć na święte leczące chorych, na to, że w każdym domostwie stały aparaty do destylacji i destylowało się w nich nalewki i inne lecznicze mikstury. Każda kobieta leczyła, ale nie każda kobieta mogła być przesłuchiwana. Istnieje teoria konfliktu, która mówi, że kobiety, które trafiały przed trybunał, to były te, które nie przystawały do normy, były samotne, biedne albo wręcz przeciwnie, zbyt dominujące, wchodziły w męskie role, były aktywne seksualnie, miały konflikt ze swoim środowiskiem, były wcześniej odrzucane, niewygodne.

„Woda na sicie” - co widać po konstrukcji fabuły - to książka bardzo starannie przygotowana. Jak długo trwała praca nad nią?
O samych czarach czytałam całe lata, natomiast potem, gdy zabierałam się za pisanie tej konkretnej powieści, jeszcze wiele doczytałam, bo zmieniły się pewne uwarunkowania historyczne. Muszę przyznać, że są z tej dziedziny wspaniałe opracowania o kulturze ludowej, oczywiście nie wszystko, co się przeczyta, jest do wykorzystania. U nas np. prawie nie ma popularyzacji tekstów tego rodzaju, można powiedzieć, że ta popularyzacja u nas leży i kwiczy. Na przykład „Jesień średniowiecza” Huizingi jest wspaniale napisana językiem beletrystycznym i to się doskonale czyta. Ale kto przeczytał książkę „Ludzie marginesu w średniowiecznym Paryżu” B. Geremka? Niewiele osób, bo choć temat jest fascynujący, to opisane to jest bardzo naukowym językiem.

Powieść ma podtytuł „Apokryf czarownicy”. Dlaczego?
Bo wydawnictwo się uparło, żeby był podtytuł! (śmiech) Dlatego, bo poprzednia powieść „Córki Wawelu” także miała podtytuł. A poważnie mówiąc, apokryf to księga nieuznana, niewłączona do kanonu ksiąg biblijnych. Dlatego więc słowo apokryf ma podkreślić oddzielnie warstwy fabularnej, czyli opowieści La Vecchi od warstwy historycznej.

Skoro już rozmawiamy o historii i jej różnym przedstawianiu, proszę powiedzieć, co sądzi Pani o serialu historycznym „Korona królów” ?
Bardzo kibicowałam temu projektowi na początku, gdy odpowiadała za niego Marysia Ciunelis, aktorka. Chciała pokazać, jak wyglądało życie i intrygi na dworze Kazimierza Wielkiego. Niestety, potem zmieniła się koncepcja i w efekcie widzowie otrzymali coś, co obraża ich intelektualnie. Nie chodzi już nawet o to, że ktoś ma nie taki jak trzeba kostium, strój niezgodny z realiami czy że pojawiają się rzeczy wynalezione 200 lat później. Ale chodzi o to, że niczego się z tego serialu o naszej historii nie dowiemy i że przedstawiono w nim rzeczy nieprawdziwe. Np. Litwini przedstawieni są jak dzikusi, a tacy nie byli. Ten serial to tacy Matysiakowie w przebraniu.

Była Pani współwłaścicielką Agencji Wydawniczej Runa, słynnej z wydawania wielu utworów fantasy. Dlaczego nie ma już Runy?
W Runie najpierw było nas trzy - właścicielki, potem dwie. Ale w którymś momencie zdecydowałyśmy, że chcemy robić inne rzeczy, a nie tylko zajmować się wydawaniem książek. Do tej pory jednak pamiętam, jak wspaniałą rzeczą była możliwość poznawania cudownych tekstów przesyłanych przez autorów.

O powieści
„Woda na sicie” – najnowsza książka Anny Brzezińskiej. Akcja rozgrywa się w fantastycznej krainie wzorowanej na średniowiecznej - wczesnorenesansowej Italii oraz w lochach inkwizycji. Bohaterka powieści, La Vecchia oskarżona o praktykowanie magii opowiada o wydarzeniach, które zaprowadziły ją do lochów inkwizycji. Przedstawia wiele wersji tego samego wydarzenia. Powieść została oparta
na zapisach z przesłuchań czarownic.

Autorka
Anna Brzezińska, pisarka, mediewistka , historyk, feministka i wydawca (kiedyś współwłaścicielka Agencji wydawniczej Runa). Jej magisterium dotyczyło magii staropolskiej, stąd częsty motyw czarów w jej utworach. Debiutowała opowiadaniem „A kochał ją, że strach" w 1998 r., które przyniosło jej Nagrodę Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla (potem otrzymała nagrodę Zajdla jeszcze dwukrotnie: za powieść „Żmijowa harfa" za 2000 r. i za opowiadanie „Wody głębokie jak niebo" za rok 2004). Autorka opowiadań i powieści fantasy oraz książek historycznych. We wrześniu 2018 ukazała się jej powieść „Woda na sicie”.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto