Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

PIŁKA NOŻNA - Peszko strzela, lecz Polska przegrywa

Rafał Romaniuk
Przed wylotem na Puchar Króla Tajlandii pomocnik reprezentacji Polski i Legii Warszawa Maciej Rybus wypalił, że może nie jest to impreza prestiżowa, ale jedziemy tam po to, by zwyciężyć w turnieju. Po niedzielnej porażce z Danią 1:3 już wiadomo, że nawet tego celu nie uda się raczej zrealizować.

Świat z tego powodu rzecz jasna się nie zawali, bo puchar tajskiego władcy ma wartość mniej więcej taką, jak pas mistrza świata w boksie federacji IBC, którą tworzą entuzjaści... uprawy fasoli. Ale młodzi ligowcy mieli pokazać, że są nie tylko zdolni, ale już dziś potrafią zagrać przyzwoicie. A przynajmniej spróbować powalczyć z Duńczykami, którzy podobnie jak my do państwa uciech i wiecznej rozrywki przyjechali w składzie złożonym z zawodników krajowych.

Polacy grali nieźle – choć bardzo dobrze, jak mówił choćby Jerzy Engel, to duża przesada – tylko przez 20 min pierwszej połowy. Po nieudanym początku przejęliśmy inicjatywę i stworzyliśmy kilka akcji, po których wydawało się, że choć na moment zapomnimy o traumatycznych wspomnieniach z zeszłorocznych meczów naszej kadry.

Jednak inaczej niż naiwnością nie można nazwać tego, że Franciszek Smuda wstawił do bramki Mariusza Pawełka. I jeszcze miał nadzieję na zwycięstwo. O sabotaż szkoleniowca nie podejrzewamy, bo jego nerwowa reakcja po pierwszej bramce dla Duńczyków była wymowna. Zresztą inna być nie mogła, skoro Pawełek wyszedł do dośrodkowania, ale źle obliczył lot piłki i nie potrafił jej odbić. Do pustej bramki trafił Krukow Rieks.

Trudno mieć nawet pretensje do golkipera Wisły Kraków, bo zagrał na swoim poziomie: jeden babol, jeden błąd (przy trzecim golu, przysnęli też obrońcy) i dwie świetne interwencje. Trenerowi bramkarzy naszej kadry Jackowi Kazimierskiemu można się jednak dziwić. Rozumiemy, że pozostał mu sentyment do Pawełka z czasów wspólnej pracy w Wiśle, ale w kadrze powinien zachowywać się odpowiedzialnie. Tymczasem polecił Smudzie bramkarza, który w lidze popełnia mnóstwo błędów, i to najczęściej w ważnych meczach. Co z tego, że golkiper Białej Gwiazdy podejmuje odważne decyzje, skoro wiele z nich szkodzi drużynie.

Na przyzwoitym poziomie zagrali Robert Lewandowski i Maciej Rybus, tyle że nie trzeba było lecieć aż do Tajlandii, by nabrać takiego przekonania. Nieźle spisał się też prawy obrońca Łukasz Mierzejewski (dziwi tylko, że Smuda za młodego zdolnego uważa 28-latka). W przeciwieństwie do grającego po drugiej stronie defensywy Jakuba Tosika. Zawodnicy rywali, których miał kryć, często pokazywali mu plecy. Na lewą flankę musieli więc schodzić środkowi obrońcy, by asekurować Tosika, co z kolei powodowało dziury w polu karnym.

Większych pretensji nie można mieć do Sławomira Peszki. Strzelił wyrównującą bramkę, efektowną, zza pola karnego lewą nogą. Później już nic wielkiego nie pokazał. Podobnie jak cała drużyna w drugiej połowie. Smuda tłumaczył to przemęczeniem i długim lotem, ale nie brzmi to wiarygodnie, skoro wszyscy zawodnicy kilka dni temu skończyli dopiero urlopy.

Kilka efektownych podań zaliczył Maciej Iwański. Oczywiście do momentu, gdy Duńczycy zostawiali mu dużo miejsca. Jego występ przekreśla jednak sytuacja z 33. min. Pomocnik Legii Warszawa złapał się za głowę, a trener Smuda tylko uśmiechnął, po czym wykonał gest z cyklu: „ręce opadają”. Iwański nie potrafił trafić do bramki, choć stał półtora metra od niej. Uderzył w poprzeczkę. Takie sytuacje powinien wykorzystywać nie tylko reprezentant Polski, ale nawet piłkarz w B klasie. „Ajwen” nie potrafił.

Co ciekawe, dopiero w 85. min na boisku pojawił się Patryk Małecki. Widać, że Smuda próbuje go wychowywać. Selekcjoner nieraz podkreślał, że młody napastnik Wisły potrzebuje głównie pracy nad charakterem. Po meczach z Rumunią i Kanadą Małecki nie ukrywał nawet swojej wściekłości. Smuda dał mu zagrać w tych spotkaniach tylko kilka minut. Teraz znów długo trzymał go na ławce i zmuszał do zaciskania zębów. Zobaczymy, czy młody napastnik zrozumie tę lekcję.

Debiut w kadrze mają za sobą Tosik, Mierzejewski, Marcin Robak, Tomasz Nowak i Jacek Kiełb. Zawstydzająco zagrał ten ostatni. Prawy pomocnik Korony Kielce, chwalony za dobre występy w lidze, był szybki (od początku stycznia trenował indywiualnie w klubie, by przygotować się na wyjazd do Tajlandii), ale wyglądał tak, jakby stanął przed plutonem egzekucyjnym. Każde zagranie gorsze od poprzedniego – nie w tempo i do nikogo.

Przed Polakami kolejne dni tajskiej wycieczki. Na razie bilans Smudy w kadrze nie jest imponujący. Trzy mecze, dwie porażki. W kolejnym spotkaniu, w środę, na pewno będzie łatwiej, bo łatwiej być musi. Polacy zagrają z Tajlandią, 105. zespołem rankingu FIFA. Wygrana obowiązkowa. Franz nie będzie już mógł mówić, że Polacy wyszli na mecz prosto z samolotu.

Przed Smudą też inne wyzwanie. Selekcjoner cieszył się, że będzie miał zawodników na oku przez 24 godziny. Ciekawe, czy zdoła ich upilnować, bo w Tajlandii pokus nie brakuje, co pokazuje zresztą historia naszych występów w tym kraju. Za kadencji Janusza Wójcika zabawa trwała w najlepsze. Wystarczy przypomnieć, że jeden ze współpracowników „Wuja” był w tak dobrym humorze, że urządził sobie... taniec z aligatorem. Na szczęście tresowanym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto