Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

12. Wielkie Smażenie Powideł 2018 w Centrum Edukacji Regionalnej i Przyrodniczej w Mniszkach - ośrodek przeżywał dziś prawdziwe oblężenie

Krzysztof Sobkowski
12. Wielkie Smażenie Powideł w Mniszkach (16.09.2018)

Spektakl multimedialny światłocienie na Westerplatte
12. Wielkie Smażenie Powideł w Mniszkach (16.09.2018) Spektakl multimedialny światłocienie na Westerplatte Krzysztof Sobkowski
Dziś (16 września) w Centrum Edukacji Regionalnej i Przyrodniczej w Mniszkach odbyło się 12. Wielkie Smażenie Powideł 2018. W godzinach popołudniowych ośrodek przeżywał prawdziwe oblężenie gości.

Nawet ci, którzy przyjeżdżają do Mniszek rokrocznie przyznają, że takich tłumów na tym na regionalnym święcie śliwki jeszcze nie było. Zaparkowanie auta w godzinach popołudniowych w Mniszkach graniczyło niemal z cudem. Ludzie zostawiali samochody w pobliskich Mnichach lub Tuczępach i udawali się do centrum pieszo.

– Podoba mi się w Mniszkach więc przyjeżdżam tu od lat. Nie byłam na wszystkich edycjach Wielkiego Smażenia Powideł, ale pewnie na połowie z nich tak. I potwierdzam, że takich tłumów, jak w tym roku, to nie było nigdy wcześniej – mówi Celina Nowakowska, mieszkanka Poznania, która przyjechała w niedzielę do Mniszek z całą rodziną. – Do tego stopnia, że nie mogliśmy znaleźć na placu przy centrum ośrodka słynnego, wielkiego kotła, w którym smażone są powidła. Chodziliśmy kilka razy wokół straganów i dopiero jak zaczepiliśmy znajomych, to oni nas nakierowali – dodaje.

Wśród wielu stoisk, które można było odwiedzić tego dnia w CERiP, chyba najbardziej oblegany był właśnie koprowy kocioł, z którego można było nabrać do kubka wysmażonych na ognisku powideł.

– Palce lizać. Nawet domowe powidła nie mają takiego smaku, jak te z Mniszek – twierdzi Celina Nowakowska.

Tłoczno były też przy stoiskach, gdzie można było kupić śliwki, by później samemu je wysmażyć. Oczywiście najbardziej do tego nadają się śliwki odmiany „węgierka”. Lokalni producenci śliwek w powiecie międzychodzkim podkreślają jednak, że w tym roku mamy do czynienia z „klęską urodzaju”.

– Jest tle owoców na drzewach, że łamią się gałęzie. Już dawno nie było takiego roku – mówi Dawid Krzyżaniak z firmy Kolno Sad pod Międzychodem. – Brak opadów i wysokie temperatury sprawiły, że owoce zaczęły spadać z drzew, zanim zdołaliśmy je zebrać. A przez to, że śliwek jest tak dużo w tym roku, na rynku spadają ceny i sprzedaż przestaje się opłacać. Do tego nie można znaleźć ludzi do prac dorywczych przy zrywaniu. Ludziom nie chce się pracować, wolą wziąć do ręki 500 plus. Przetwórnia skupuje śliwki po 40 groszy za kilogram, a nas produkcja kosztuje 50 groszy. Sytuacja pod tym względem jest fatalna – dodaje.

Do śliwek w Mniszkach było też wiele dodatków. Popularnością cieszyła się stała ekspozycja CERiP, czyli prezentacja dawnych zawodów. Mnóstwo osób przewinęło się m.in. przez dawną szkolną klasę, gdzie pod okiem nauczyciela Ewy Łapaj-Matuszak można było cofnąć się do lat, kiedy w szkole pisało się za pomocą pióra ze stalówką i kałamarza.

Do tego wyjątkowa część kulturalna, a w niej występy lokalnych artystów oraz gości, m.in.: formacji jazzu tradycyjnego Dixie Company oraz amerykańskiej wokalistki Diany Davidson, ukraińskiego zespołu ludowego Zbrucz z Tarnopola, czy Dikandy.

Ciekawostką była ekspozycja kolekcji zabytkowych rowerów poznańskiego pasjonata Witolda Rybczyńskiego.

– Rowerami zajmuję się od 25 lat. W kolekcji mam około 40 rowerów, w tym 14 polskiej produkcji – mówi Witold Rybczyński.

Najstarszy w kolekcji ma 120 lat, czyli został wyprodukowany w 1898 roku przez angielską firmę Starcycle. Ciekawostką jest to, że posiada oświetlenie w postaci lampki na... woskową świeczkę.

– W tamtych latach stosowano tylko takie rozwiązania – opowiada Witold Rybczyń-ski. – Potem pojawiły się lampki na naftę. Około 1930 roku zaczęto stosować przy rowerach lampki karbidowe, a około 1935 roku pojawiły się pierwsze elektryczne – zaznacza.

Inny ciekawy rower to niemiecki Brennaborwerke z 1922 roku. Ma oświetlenie zasilane naftą oraz hamulec schowany w mostku kierownicy. Fachowcy podkreślają, że to Mercedes wśród rowerów. Albo – też niemiecki – Dürkop z 1935 roku. To rower bez łańcucha, napędzany wałem Cardana, z dwoma biegami w piaście.
Pasjonat wszystkie rowery przywozi z bazarów, które odwiedza niemal na całym świecie. Wszystkie mają oryginalne części. Są jednak wyczyszczone i odrestaurowane przez pana Witolda.

Spektakl multimedialny światłocienie na Westerplatte

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na miedzychod.naszemiasto.pl Nasze Miasto