Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chrzypsko Wielkie - Ostatni zawiadowca opuścił swój posterunek

Iwona Paroń
© Iwona Paroń
Znany i ceniony przez mieszkańców Chrzypska Wielkiego pracownik kolei jako ostatni opuścił posterunek. Jak potoczą się losy Stanisława Goździewicza? Czy czas pokaże, co stanie się z budynkiem kolejowym?

Stanisław Goździewicz ma już 86 lat, ale niejeden pozazdrościłby mu zdrowia, kondycji, no i przede wszystkim tej iskierki w oku. Pan Stanisław to żywa historia PKP w Chrzypsku Wielkim. W dniu wyprowadzki wspomina jednak trudne swoje początki w tym miejscu. Mimo nieustannych przeprowadzek, jako młody mężczyzna nie wyobrażał sobie życia na wsi. Rodowity mieszkaniec Lednogóry od 1925 roku – przez 20 lat – żył w rodzinnym mieście. Co prawda, zaczął naukę w gimnazjum w Gnieźnie, ale po I klasie wojna zmusiła go do powrotu. W czasie wojny pracował w szkole i w mleczarni. Z czasu wojny w pamięci utkwiło mu jedno wspomnienie, gdy jako parobek pływał po jeziorze na niemieckim sprzęcie. To był trudny czas, ale przede wszystkim szkoła życia.
Swoją przygodę z PKP pan Stanisław rozpoczął w lutym 1945 roku, kiedy wstąpił w szeregi i został oddelegowany do Pobiedzisk. Do 1948 roku pracował tam jako dyżurny ruchu. Potem został przeniesiony do Sulęcina, a w 1950 roku do Skwierzyny. Stamtąd w kwietniu 1954 roku został oddelegowany do Chrzypska Wielkiego jako zawiadowca. – To trochę przymusowy przydział, nie byłem z tym miejscem związany, więc po prostu przyjąłem to, co i tak ktoś za mnie wybrał – wspomina 86-latek. Ostatecznie pan Stanisław spędził w Chrzypsku ponad pół wieku. Na kolei pracował do maja 1985 roku. Na emeryturę odszedł po 43 latach przepracowanych. Przepracowanych dosłownie, bo jak mówi z dumą: – Nie opuściłem ani jednego dnia pracy. Tak zdrowe mamy tu powietrze – dodaje.
1954 rok to był ważny rok także z innego powodu, to wtedy pan Stanisław ożenił się z panią Ireną – telegrafistką z Gorzowa. Wspólnie zamieszkali w budynku PKP, gdzie wychowali troje dzieci. Dziś z nadzieją oczekują na prawnuki, bo pięcioro wnuków już mają. Pan Stanisław często żartuje, że w tamtych czasach nie byli typową rodziną, bo sąsiedzi mieli liczniejsze potomstwo.
Praca na kolei to nieodłączna część życia zawiadowcy z Chrzypska, ale także pan Stanisław wpisał się w pamięć niejednego mieszkańca, bo stacja kiedyś była centrum życia wsi. – Pamiętam, że nieraz nawet z dwoma pracownikami, których miałem do pomocy, ciężko było sobie poradzić, bo ciągle był ruch. Dosyć duży, bo to 1200 przejazdów rocznie, a moją normą było 300 godzin miesięcznie – opowiada 86-latek i szybko dodaje: – Pracowałem według współczynnika 2/3, czyli 100h w biurze dawało 200h, a pozostałe 100h było luźniejsze. Grunt, żebym był pod telefonem. Nieraz udało mi się nawet owce wypaść na skarpie – wspomina.
Pan Stanisław przyznaje, że jak każdy, do pensji musiał dorobić, zagospodarował więc podwórko. Hodował 20 owiec, 60 kur, świnie, kozy, prowadził ogród, posadził kilka orzechów, zajął się hodowlą pszczół. – To wszystko jakoś się kręciło i szło całkiem dobrze dorobić. Żona zawsze pomagała, nie miała wyjścia, bo wiedziała, że bez niej nie podołam obowiązkom – podsumowuje.
Ostatnie lata kolei w Chrzypsku pan Goździewicz traktuje jako dobry znak, bo przecież skoro ludzie przesiadają się na samochody, to znak że wreszcie zaczynamy się bogacić. Ale zarówno emerytura, jak i powolny koniec stacji PKP w Chrzypsku przyniosły pewien negatywny skutek. Panu Stanisławowi zaczęło brakować spotkań i rozmów. To u niego przecież odbywały się zabawy sylwestrowe, i to w budynku dworca pracownicy grali w karty w wolnym czasie. – Graliśmy w oczko, czasem szachy. Żona przyjmowała to wszystko z uśmiechem, dbała zawsze o gości – wspomina z sentymentem. Opowiada o bratankach, którzy chętnie zjeżdżali do Chrzypska na wakacje. Nocami zaszywali się na strychu i do 4 rano grali w karty. – Nigdy ich za to nie goniłem, bo karty przecież kształcą, człowiek musi myśleć, liczyć. Zawsze tłumaczyłem ich przed żoną – wyjaśnia. Nie tylko rodzina często zaglądała na stację, bo w Chrzypsku nadal wspominają, jak 2 dni przed planowaną podróżą szli do zawiadowcy, który otwierał książki, zeszyty i rozpisywał im trasę. Zawsze miał czas i ochotę na rozmowę, jeśli mógł to służył pomocą. W dniu wyprowadzki to inni przyszli z pomocą, żeby uporać się z dorobkiem życia państwa Goździewiczów. Dorobkiem jak sie okazało na tyle dużym, że pan Stanisław obdarował nim jeszcze sąsiadów.
Teraz wraz z małżonką zamieszkają w Kościanie, gdzie czeka na nich mieszkanie w bloku. – Ciężko rozstać się ze starymi murami, jeszcze ciężej z ludźmi, ale tam będziemy bliżej dzieci. Fajnie, że w bloku, bo jestem kontaktowy, a tam dostatek sąsiadów. Niemcy nauczyli mnie żyć szeroko i niczym się nie przejmować. To też moja recepta na życie – opowiada.
Wyprowadzka pana Stanisława wywołała poruszenie nie tylko wśród zaprzyjaźnionych mieszkańców. To dylemat, przed którym przyszło stanąć PKP, bo opuszczany budynek jest ich własnością. Plany wobec niego ma gmina, która stara sie o przejęcie lokalu. Niedawno pojawił się pasjonat kolei, który chciałby stworzyć w nim Muzeum Kolejowe. Rozmowy nadal trwają, a decyzja jeszcze nie zapadła. Czas pokaże...

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Chrzypsko Wielkie - Ostatni zawiadowca opuścił swój posterunek - Międzychód Nasze Miasto

Wróć na miedzychod.naszemiasto.pl Nasze Miasto