Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Eskulap 2014 w powiecie międzychodzkim. Wywiad z Jackiem Smoczyńswkim

Iwona Paroń
Eskulap 2014: Lekarz specjalista Jacek Smoczyński
Eskulap 2014: Lekarz specjalista Jacek Smoczyński Archiwum prywatne
Eskulap 2014 w powiecie międzychodzkim dobiega końca. Przed nami ostatnie dni głosowania. Publikujemy wywiady z nominowanymi pracownikami służby zdrowia. Wywiad z lekarzem specjalistą - Jackiem Smoczyńskim.

Eskulap 2014: Lekarz specjalista - Jacek Smoczyński

Dlaczego zdecydował się Pan na medycynę?
- Jestem absolwentem Liceum Ogólnokształcącego w Drezdenku,klasy o profilu matematyczno-fizycznym, chciałem być marynarzem albo architektem. Dopiero w 4 klasie liceum podjąłem decyzję o studiach medycznych. Zaskoczyła moich rodziców i nauczycieli. W rodzinie mamy kilkoro lekarzy, więc tematyka medyczna była częstym tematem rozmów w domu. Poza tym w tym czasie mieszkałem u dziadków, którzy chorowali, bywałem w szpitalu, opiekowałem się nimi w domu i po namyśle podjąłem próbę dostania się na Akademię Medyczną w Szczecinie, co też udało się zrealizować i po 6 latach zakończyć studia z bardzo dobrym wynikiem i tak zwanym czerwonym dyplomem, wręczanym najlepszym studentom. Pierwsze lata pracy, staże, poznawanie sekretów medycyny i praktyki lekarskiej odbywałem w szpitalu w Drezdenku. Przez wiele lat pracowałem na oOddziale Chirurgii w Drezdenku: operowałem, przyjmowałem w poradni chirurgicznej, dyżurowałem w pogotowiu ratunkowym. Poza tym zajmowałem się też kierowaniem zespołami ludzi, byłem też dyrektorem szpitala w Drezdenku. Moja tak zwana kariera w medycynie przebiegała liniowo od stażysty do dyrektora szpitala. Mam bardzo miłe wspomnienia z czasu pracy i mieszkania w Drezdenku. Wiem,że tam zostałem ukształtowany jako młody lekarz, za co jestem wdzięczny moim nauczycielom lekarzom.

Jakie są powody wybrania chirurgii?
- W czasie studiów odbywaliśmy tak zwane praktyki szpitalne, jako studenci pracowaliśmy na wszystkich oddziałach w szpitalu. Moja ukochana Ciocia była w tym czasie ordynatorem oddziału ginekologii i położnictwa. i marzyła o tym, że ja też będę ginekologiem. Często byłem na tym oddziale, uczestniczyłem w porodach, operacjach ginekologicznych i wstępnie myślałem o kształceniu się w zakresie ginekologii i położnictwa. Niestety, albo stety w trakcie stażu podyplomowego wylądowałem na oddziale chirurgii i tam jakbym oberwał w głowę obuchem, to było to co najbardziej mi się podobało. Praca chirurga obejmuje wszystkich pacjentów: kobiety, mężczyźni, dzieci - wszyscy oni mogą potrzebować naszej pomocy. Nie powiem, że rozmowa z Ciocią była łatwa.Tu znowu miałem szczęście, bo duża praktyka ginekologiczno-położnicza przydaje sięw codziennej pracy na oddziale chirurgicznym. Czasami mam do czynienia z ostrymi ginekologicznymi chorobami, które potrafię skutecznie i pewnie operować.

Najtrudniejszy moment w pana pracy?
- Takich momentów nie było dużo. Wiedza, praktyka i doświadczenie bardzo pomaga w codziennej pracy. My chirurdzy leczymy ręką uzbrojoną w nóż. Musimy pacjenta,że tak powiem, skaleczyć aby go wyleczyć. Decyzje o leczeniu muszą być pewne i konkretne, bo związane są z dużym ryzykiem dla naszych chorych. Pacjent oddaje mi w ręce to co ma najcenniejsze,czyli swoje życie i zdrowie i musi mi ufać, że wiem co będę robić aby mu pomóc. Parę razy w czasie pracy płakałem, może w to trudno uwierzyć, że prawie dwumetrowy. łysy drab płacze, ale tak było. Bezradność i rozpacz po stracie pacjenta zostawia trwały ślad w psychice. Pamiętam dwoje dzieci, które zmarły na moich rękach w wyniku obrażeń w czasie wypadku i nic nie mogłem zrobić, aby je uratować. Każdy chirurg ma takie wspomnienia, o których niechętnie wspomina.

Jak doszło do podjęcia pracy w międzychodzkim szpitalu?
- Około 10 lat temu zacząłem dyżurować na Oddziale chirurgii w Międzychodzie.Przyczyna była prozaiczna - szukałem dodatkowego dochodu i dorabiałem tu na dyżurach. Poznałem tu bardzo fajnych lekarzy potem kolegów, wspomnę dr Jacka Kałużnego, dr Wiesława Górskiego i ś.p.dr Kazimierza Strzyżewskiego (którego nam wszystkim bardzo brak). Jakoś zaaklimatyzowałem się w zespole.W tym czasie w moim macierzysty szpitalu w Drezdenku trwała reorganizacja.

Co sprawia panu największą satysfakcję w pracy zawodowej?
- Po prawie trzydziestu latach pracy mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że najbardziej lubię, jak leczenie przebiega książkowo. Trafna diagnoza, prawidłowo przeprowadzone leczenie i prawidłowy powrót do zdrowia pacjenta. Przez wiele lat pracy leczyłem już prawie wszystko, co może zdarzyć się w życiu. Mam ogromne doświadczenie lekarskie.Powoduje to ogromny niepokój o pacjentów, bo już wiem, że wszystko może się zdarzyć. Jest takie powiedzenie,że w medycynie jak w kinie wszystko jest możliwe.

Czy zdecydowałby się Pan drugi raz wybrać właśnie ten zawód?
- Mam najlepszy zawód dla mnie. Uwielbiam swoją pracę, kontakt z chorymi, operowanie, pomaganie pacjentom. Niestety dzisiejsze czasy i tak zwane reformy wprowadzane bez głowy powodują, że mam czasami serdecznie dość tego wszystkiego.Teraz pracuję w zakładzie opieki zdrowotnej, a nie w szpitalu. Pacjent zmienił się w tak zwany podmiot, lekarz jest urzędnikiem - dyplomowanym dodatkiem do długopisu, który służy mu do wypisywania nieskończonej ilości druków i wniosków. Nasz oddział pracuje jak dobrze naoliwiona maszyna, wykonujemy coraz więcej operacji, ale dostajemy na naszą działalność coraz mniej pieniędzy, tak zwany kontrakt kończy się w październiku i do końca roku już nie ma funduszy z kasy chorych. Czasami żałuję,że nie zostałem marynarzem(byłem lekarzem okrętowym przez prawie rok).

Jaka jest pana definicja dobrego lekarza?
- To takie puzle złożone z dr Hausa,dr Burskiego dr Wilczura. W rzeczywistości tacy lekarze istnieją, najważniejsze to nie tylko rozpoznanie choroby, ale zrozumienie chorego i okazanie mu empatii. To wzbudza zaufanie, co bardzo pomaga w leczeniu. Nasi pacjenci są bardzo oczytani, kłania się doktor google. Rozpoznają u siebie guzy mózgu i inne ponure przypadłości, dyskusja z nimi przypomina zabawę w pomidora. Dlatego powtarzam, że lekarz musi wzbudzać zaufanie, że wie albo wie gdzie szukać pomocy dla swojego chorego.

Jaką sytuację w karierze zawodowej najbardziej pan pamięta?
- Takich sytuacji było bardzo wiele. Nawet takiego starego chirurga ciągle coś zaskakuje,gdybym miał o tym pisać to powstałaby ciekawa książka. Wspomnę o dzieciaku, który trafił do mnie na dyżurze, był po wypadku w bardzo złym stanie. Natychmiast rozpoznałem krwotok wewnętrzny do brzucha, w ciągu kilkunastu minut operowałem tego 12-latka. Powstrzymaliśmy krwotok z rozerwanej nerki, opanowaliśmy wstrząs i dalej leczono dzieciaka w klinice w Poznaniu. Minęło kilka miesięcy, zbliżają się święta Bożego Narodzenia, na poczcie czeka jakaś paczka dla mnie. Po jej otwarciu w środku znajduję drewnianą, ręcznie wykonaną świętą rodzinę - zwierzęta przy żłobie Jezusa i list od tego malucha, który dziękuje mi za uratowanie życia i przesyła mi zrobioną przez siebie pamiątkę. Wzruszyłem się i zaraz do tego dzielnego chłopaka napisałem list z podziękowaniami i życzeniami zdrowia. Życie chirurga jest pełne wzlotów i upadków. Ciągle uczy nas pokory wobec potęgi choroby i śmierci i uczy nas krytycyzmu wobec własnej wiedzy.

Zobacz także:
>> Eskulap 2014. Bieżące wyniki.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na miedzychod.naszemiasto.pl Nasze Miasto