Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Bąbelczyk - Walczę dopóki żyję - to opowieść o życiu na granicy życia

Krzysztof Sobkowski
Małgorzata Bąbelczyk właśnie napisała książkę o swoich przeżyciach. Jej promocja odbędzie się we wtorek 10 maja o godz. 18 w Art Cafe przy Centrum Animacji Kultury w Międzychodzie.
Małgorzata Bąbelczyk właśnie napisała książkę o swoich przeżyciach. Jej promocja odbędzie się we wtorek 10 maja o godz. 18 w Art Cafe przy Centrum Animacji Kultury w Międzychodzie. Archiwum Małgorzaty Bąbelczyk
Małgorzata Bąbelczyk to międzychodzianka. Od lat zmaga się z chorobą. Właśnie napisała książkę na ten temat, która lada dzień trafi do czytelników. Jej promocja odbędzie się we wtorek 10 maja o godz. 18 w Art Cafe przy Centrum Animacji Kultury w Międzychodzie. "Walczę dopóki żyję" - to opowieść o życiu na granicy życia.

Małgorzata Bąbelczyk ma 42 lata i 14 lat walki za sobą. Walki na śmierć i życie, dosłownie. Nie raz już jedną nogą była poza linią życia i choć było to wręcz niemożliwe, to jednak zawsze wracała. Dlaczego? Jak sama mówi: - Walczę dopóki żyję! Dziś ze swoją chorobą jest na „Ty” i traktuje ją jak ważnego człowieka, którego spotkała na swojej życiowej drodze. Wie jednak, że ten człowiek musi ją czegoś w życiu nauczyć, po czym musi odejść w swoim kierunku, bo ona musi mieć czas, by... móc się zestarzeć.
Małgorzata Bąbelczyk właśnie napisała książkę, w której zawarła swoje przeżycia z lat walki z chorobą. Pisze o niezwykłych ludziach, o przemianie życia w śmierć i śmierci w życie, o sensie transplantologii i ryzyku, które zawsze warto podejmować. Publikacja wydana przez Drukarnię Międzychód już ujrzała światło dzienne i po kilku dniach konieczny jest dodruk! Promocja książki odbędzie się we wtorek 10 maja o godz. 18 w Art Cafe przy Centrum Animacji Kultury w Międzychodzie.

Załamanie i szansa

Małgorzata Bąbelczyk to na co dzień człowiek niepozorny, lecz zawsze zabiegany, pełen życia i uśmiechnięty. Taka właśnie była i ciągle jest Małgorzata Bąbelczyk, przez rodzinę nazywana też „Alinką”.

- W 2011 roku trafiłam do fundacji „Gwiazda Nadziei”, która wspiera osoby z takimi schorzeniami jak ja. Okazało się, że są tam dwie Małgorzaty, więc był problem z naszą identyfikacją. A, że był to czas serialu „Miodowe Lata”, to mąż tak mnie przechrzcił - śmieje się międzychodzianka.

„Alinka” przez całe swoje życie większych problemów ze zdrowiem nie miała. Co jakiś czas, jak każdemu, przytrafiło się jedynie przeziębienie. Aż do roku 2006, kiedy pojawiły się problemy z częstymi utratami przytomności.

- Zaczęło się od zwykłego osłabienia, które przerodziło się później w depresję. Chodziłam od lekarza do lekarza. W końcu stwierdzono, że mam padaczkę i z tego byłam leczona. Raz było lepiej, raz gorzej - wspomina Małgorzata Bąbelczyk.

W końcu któryś z lekarzy stwierdził, że międzychodzianka „ma coś na nerkach”. Zlecono serię badań. Niektóre normy były przekroczone o 800 proc. Diagnoza? Ostra niewydolność nerek i natychmiastowe skierowanie do szpitala. Tam dializy i decyzja - konieczny jest przeszczep nerki.

Od przeszczepu do zakażenia

- W zasadzie to wszystko działo się tak szybko, że nie byłam w stanie tego analizować. Zgodziłam się, bo wiedziałam, że to dla mnie szansa na nowe życie - mówi Małgorzata Bąbelczyk.

28 kwietnia 2010 roku - tę datę „Alinka” zapamięta na całe życie. Wówczas okazało się, że... znalazł się dawca nerki.

- Nie wiem kto to był i w zasadzie dobrze, że nie wiem, bo byłoby to jeszcze trudniejsze. Wiem tylko, że był to 61-letni mężczyzna. Do dzisiaj każdego dnia modlę się za niego - opowiada międzychodzianka.

Przeszczep się udał, ale... zaraz potem pojawiły się komplikacje. W jednej z tętnic Gosi pojawił się zakrzep. Prosto ze stołu operacyjnego ponownie trafiła na stół operacyjny. Operacja była konieczna. Później w nerkach zbierała się woda, pacjentka źle reagowała na podawane jej leki.

- Pamiętam tylko przeraźliwy ból, nie mogłam zrobić nic, nawet przez chwilę pomyśleć. Wiem jednak, że wtedy po raz pierwszy jedną nogą byłam już po drugiej stronie życia - mówi.

Po trzech tygodniach międzychodzianka opuściła szpital. Jak mówi - nie mogła nie być w domu, kiedy jej syn Radek przyjmował pierwszą komunię świętą. Dlatego dostała przepustkę na weekend.

Potem było znów tylko gorzej. „Alinka” znów trafiła do szpitala, ale badania nic nie wykazywały. Miała już wychodzić, kiedy okazało się, że... jest nosicielem wirusa cytomegalii, a potem i bakterii coli. W 2011 roku doszło do tego Wirusowe Zapalenie Wątroby typu C.

- Szpital stał się moim drugim domem. W roku około 100 dni spędzałam na łóżku szpitalnym - opowiada Małgorzata Bąbelczyk. - Okazało się, że zostałam zarażona WZW poprzez zakażoną krew. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, co to znaczy. Wkrótce jednak odczuwałam taki ból, że w ciągu doby 3-4 godziny dawało się wytrzymać bez leków, we względnej równowadze organizmu. Najgorsze było to, że na to nie było w Polsce leku. Zapisano mi leki ziołowe i to wszystko. A moja wątroba była już w stanie rozkładu - wspomina.

Lek z USA jedyną nadzieją

W sierpniu 2013 roku Gosia usłyszała, że lekarze nic nie mogą już dla niej zrobić. Lekarze w Polsce, bo... podobno w USA był już lek, który mógł pomóc takim osobom jak Gosia. Tyle, że polski NFZ go nie refunduje, a jego koszt to bagatela 400 tys. zł.

- Poczułam, że zderzyłam się ze ścianą. Byłam totalnie załamana. Po dwóch tygodniach chciałam złapać się jakiejkolwiek nadziei, więc zadzwoniłam do fundacji „Gwiazda Nadziei” w Katowicach. Fundacja skierowała mnie do specjalistycznej kliniki do Mysłowic. Tam dowiedziałam się o programie z zastosowaniem specjalnego leku z USA, który daje niemal 95 proc. szans na wyleczenie. Trafiłam na listę 40 osób, spośród których odbywała się kwalifikacja. Nie robiłam sobie nadziei, by się nie rozczarować. Do nowego programu lekowego w końcu wybrano 10 osób, w tym mnie - jedyną mieszkankę Wielkopolski, pozostałe osoby były z południa Polski. To był czerwiec 2014 roku. Pamiętam, że skakałam ze szczęścia. Czułam, że po raz kolejny otrzymałam szansę na nowe życie - wspomina Małgorzata Bąbelczyk.

Pod koniec 2014 roku rozpoczęła się pierwsza kuracja lekiem. I znów zaczęły się kłopoty...

- Nagle zaczęłam się znów fatalnie czuć. W końcu straciłam przytomność i trafiłam do szpitala. Pamiętam tylko, jak przez mgłę, jak któryś z międzychodzkich lekarzy wydał dyspozycję „natychmiast na Przybyszewskiego” - wspomina Gosia.

Życie bez nerek i bez wirusa

Jej rodzina przeżyła wówczas kolejny horror. Pierwsza diagnoza była, że to ostry zawał serca. Okazało się jednak, że to sepsa, czyli zakażenie całego organizmu spowodowane przyjmowaniem różnych leków i zupełnym brakiem odporności.

- Nie pamiętam z tego czasu nic. Obudziłam się po tygodniu. Lekarze przywitali mnie uśmiechem i słowami „obudziła się księżniczka”. Wiedziałam, że po raz kolejny wróciłam zza linii życia - mówi międzychodzianka.

Radość nie trwała długo, bo kolejne diagnozy były wręcz paraliżujące.

Usłyszałam, że mam raka mojej nerki oraz zaawansowany stan zapalny drugiej nerki, która pochodziła z przeszczepu. Zalecono usunięcie obu. Zgodziłam się, bo co miałam zrobić... - opowiada.

Tydzień później „Alince” usunięto nerkę z nowotworem. Została jej ta druga, przeszczepiona, która słabo działała. W czerwcu 2015 roku lekarze musieli wyciąć drugą nerkę. I tak jest do dziś...

- Od ponad roku trzy razy w każdym tygodniu muszę jeździć na dializy do Drezdenka. To konieczne, bym mogła żyć. Od tego czasu moja nerka działa przez cztery godziny, trzy razy w tygodniu. Jeden wyjazd to łącznie siedem godzin. Muszę ściśle przestrzegać diety i ilości spożywanych płynów. Ale nie narzekam, bo nieco wcześniej okazało się, że nie mam już WZW. Druga kuracja lekiem zakończyła się sukcesem. W październiku 2015 roku otrzymałam ostateczny wynik potwierdzający brak wirusa. Z tego zostałam wyleczona! - mówi Gosia.

Od tego czasu międzychodzianka toczy kolejny bój, kolejną walkę. Siłą własnego organizmu do swoich życiowych funkcji wraca jej wątroba. Gosia walczy jednak o… kolejny przeszczep nerek.

„Czekam na starość”

- Od kilku tygodni jestem na liście osób zakwalifikowanych do przeszczepu. Badania są pomyślne. Niemal co chwilę zerkam na telefon. Jak zadzwonią, to od razu jadę do szpitala - przyznaje Gosia.

Siostra Gosi oraz jej mąż Piotr chcą być dawcami. Chcą oddać Gosi swoją nerkę. Ale nie godzi się na to Gosia.

- Nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć, więc póki moje życie nie wisi teraz na włosku, to nie pozwolę, by oni tracili swoje zdrowie - zaznacza.

Czy nie boisz się kolejnych przeszczepów? - pytam na koniec. - Wszak komplikacje po transplantacji stały się jednym ze źródeł Twoich kolejnych poważnych problemów.

- Nie boję się. Przeszczep daje szansę na normalne życie - mówi stanowczo Gosia. - Chcę być stara - dodaje po chwili. - Chcę żyć 80 lat, a nie wyobrażam sobie jeździć 40 lat na dializy. I koniec! - uśmiecha się. - Zresztą mimo wszystko uważam, że transplantologia to coś niezwykłego. Sama oddałabym komuś swoje narządy, ale niestety jestem tak chora, że nie mogę. Oddać komuś swoją część, to tak jakby darować komuś szansę na nowe życie. To tak, jakby podać komuś dłoń, kiedy ten znajduje się jedną nogą po drugiej stronie linii życia. Cieszę się z tego co mam. Staram się z mojego cierpienia wybierać to, co pozytywne - dodaje.

Teraz Gosia napisała książkę, w której opisała całą swoją historię. - Dlaczego to robisz - pytam? - Tą książką chcę pomóc innym ludziom, którzy mają podobną sytuację. Zresztą zaprzyjaźniłam się z moją chorobą. W zasadzie to nawet jestem jej wdzięczna, bo dzięki temu trafiłam na swojej drodze na niezwykłych ludzi. Chcę więc podzielić się z wszystkimi tym, że nawet kiedy znajdziemy się w sytuacji bez wyjścia, to dopóki się żyje, trzeba walczyć. Bo to wyjście zawsze gdzieś jest... - słyszę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na miedzychod.naszemiasto.pl Nasze Miasto