Sokół Międzychód przystąpił do meczu ze Śląskiem Wrocław po trzech porażkach z rzędu. Co prawda ostatnimi przeciwnikami podopiecznych Sławomira Szulczyka byli ligowi potentaci, jednak porażki z Górnikiem i Doralem oraz pogrom w Kaliszu z pewnością nie dodały międzychodzianom skrzydeł. Misja na sobotni mecz ze Śląskiem Wrocław była prosta. W grę wchodziły tylko dwa punkty. Wszyscy wierzyli w przełamanie i powrót na drogę zwycięstw.
Pierwsza kwarta była niezwykle wyrównana. Od początku oba zespoły prezentowały solidny poziom. Piłka szybko przechodziła z jednego kosza pod drugi, a zawodnicy grali na niezłej skuteczności. W połowie pierwszej odsłony goście objęli najwyższe w tym meczu prowadzenie - 8:12. Od tego czasu coraz wyraźniejsza była przewaga Sokoła. Za sprawą Jakuba Nowaka i Miłosza Sroczyńskiego udało się doprowadzić do remisu, a po rzucie wolnym Filipa Dylika miejscowi prowadzili już 13:12. Ostatecznie pierwsza kwarta zakończyła się skromnym zwycięstwem gospodarzy - 20:18. Sokół Międzychód pokazał w tej odsłonie chęci do gry oraz obiecującą postawę taktyczną, która w kolejnych kwartach doprowadziła do prawdziwego pogromu rywali. W zespole gospodarzy zdobycze punktowe rozłożyły się między kilku zawodników, zwiastując niezłą dyspozycję dnia całej drużyny.
Druga kwarta niemal od samego początku przebiegała pod dyktando miejscowych. Sokół Międzychód grał bardzo składnie i skutecznie, a co najważniejsze konsekwentnie. Przewaga rosła z minuty na minutę i tym razem udało się uniknąć długich przestojów, które zwykle doprowadzały międzychodzki zespół do tragedii. Najmocniejszym punktem drużyny w tej kwarcie był tercet Nowak - Sroczyński - Wojdyr. Każdy z nich znakomicie wypełniał swoje zadania. Na pewno na uwagę zasługuje szczególnie postawa "wieżowca" z Międzychodu. Było to jedno z najlepszych spotkań Piotra Wojdyra, który był umiejętnie wykorzystywany przez rozgrywających i Filipa Dylika. Center Sokoła świetnie grał tyłem do kosza, potrafił się przepchnąć, znaleźć dogodną pozycję i wreszcie celnie rzucić. Efekt? Double-double (14 pkt, 10 zbiórek). Tego kibice oczekują od najwyższego zawodnika ligi.
Mecz układał się znakomicie. W połowie drugiej odsłony tablica pokazywała wynik 33:27. Wtedy Daniel Cejba popisał się celnym rzutem z dystansu, a akcja ta zapoczątkowała serial 11:0 w wykonaniu gospodarzy. Sokół Międzychód ostatecznie wygrał tę odsłonę 24:13 i do szatni schodził z prowadzeniem 44:31.
Trzecią kwartę rozpoczął od celnego rzutu Filip Dylik, który tego dnia był po prostu wszędzie. Jego ochota do gry i stałe uczestnictwo w akcjach Sokoła najlepiej oddaje statystyka... strat. Dylik zanotował ich aż sześć, ale można ten fakt przebaczyć, biorąc pod uwagę 13 punktów i aż 7 asyst nominalnego skrzydłowego. Dorobek swojej drużyny powiększyli jeszcze Wojdyr i Nowak, czego efektem było 20-punktowe prowadzenie w trzeciej minucie trzeciej kwarty, Sokół Międzychód grał jak z nut. Piłka wpadała do kosza z niemal każdej pozycji, a przewaga rosła w mgnieniu oka. Na dwie minuty przed końcem tej odsłony na tablicy świetlnej widniał niebotyczny wynik 67:37! Kibice w tym sezonie nie mieli chyba jeszcze okazji podziwiać tak okazałego prowadzenia swojej drużyny. Dzięki niezłej końcówce Śląsk zdołał odrobić część strat, ale na 10 minut przed końcem meczu wynik i tak był już przesądzony. Sokół Międzychód prowadził 67:43.
Ostatnia odsłona była zdecydowanie najsłabsza w wykonaniu gospodarzy. Nie ulega wątpliwości, że wobec tak ogromnego prowadzenia koszykarzom Sokoła zabrakło chłodnej głowy i doświadczenia. W ciągu kilku minut goście odrobili lwią część strat, doprowadzając od wyniku 71:45 do rezultatu 73:61. Ciężko sądzić zwycięzców, ale trzeba przyznać, że koncentracja w takich momentach charakteryzuje silną drużynę więc koniecznie trzeba się tego nauczyć. Bo to, że Sokół Międzychód był lepszy od rywala nie ulega wątpliwości. W końcówce Sławomir Szulczyk rozsądnie postanowił oszczędzić nieco swoich topowych strzelców, wpuszczając na plac gry m.in. Macieja Wejmana czy, ku ogromnej radości kibiców, Rafała Kotowskiego. Ostatnia syrena wybrzmiała przy wyniku 77:63, który zapisujemy w protokole. Przez pierwsze trzy kwarty Sokół Międzychód grał tak, jak przystało na drugoligowca. Składnie, z pomysłem, z wykorzystaniem przewagi warunków fizycznych, ze skutecznym dystansem i z wyćwiczonym rozegraniem.
Okres docierania trybów już się zakończył. Teraz czas na przekuwanie ciężkiej pracy na treningach na wyniki. Po 12 kolejkach Sokół Międzychód zajmuje w tabeli piąte miejsce, gwarantujące utrzymanie. Wynika to z faktu, że mecz mniej mają Muszkieterowie Nowa Sól, z którymi Sokół zmierzy się już w środę. Czas najwyższy wyrównać rachunki i na dobre zakorzenić się w pierwszej piątce.
Sokół Międzychód - Exact Systems Śląsk Wrocław 77:63
(20:18, 24:13, 23:12, 10:20)
Sokół:Nowak - 22, Wojdyr - 14, Dylik - 13, Sroczyński - 12, Cejba - 8, Łabutka - 4, Adamski - 2, Taisner - 2, Gubernat - 0, Doberschuetz - 0, Wejman - 0, Kotowski - 0
Śląsk:Kliniewski - 14, Kulon - 13, Muskała - 9, S. Sanny - 9, Ostrowski - 5, M. Sanny - 4, Borliczek - 4, Serbakowski - 3, Kołkowski - 2, Musiał - 0
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?