W tym roku mija dokładnie dekada odkąd na turystycznej mapie regionu pojawiła się Olandia. Rok jednak nie pod względem świętowania rocznic jest szczególny. Przez epidemię koronawirusa gości hotelowych w całym kraju można zliczyć w zasadzie na przysłowiowych palcach jednej ręki a właściciele obiektów skupiają się raczej na tym, by zanotować możliwie najniższą stratę finansową na koniec roku, a nie by spiąć biznes choćby na zero.
- Tak, miał być wielki jubileusz 10 lecia... Kiedy w marcu ogłoszono stan zagrożenia epidemicznego, to w zasadzie chyba nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, co to tak naprawdę oznacza. Coś złego zaczęło się dziać w naszym systemie rezerwacyjnym: wstrzymywanie przyjazdów, przekładanie, rezygnacje. Dziś jak to analizujemy to widać, że to zaczęło się już w lutym, tylko kto wówczas myślał o tym, że to COVID-19? Z dnia na dzień w branży gastronomiczno – hotelarskiej rozpoczął się dramat. Z okresu tzw. martwego, którego straty trzeba pokryć z rezerw, zamiast wejść w sezon, przeszliśmy do wyzerowania sprzedaży ze stałymi kosztami miesięcznymi w wysokości ok. 250 tys. zł. Trwało to w zasadzie do maja. Czułem się tak, jakbym wypadł z piątego piętra, stracił przytomność, a potem nagle się obudził i szukał po omacku gdzie jestem i jak się z tego miejsca wydostać. Nasza branża natychmiast musiała podejmować decyzje o cięciu kosztów. A niestety największe koszty stałe stanowią kadry. Rozwiązaniami naturalnymi w takich przypadkach są procedury restrukturyzacyjne czy nawet upadłościowe, które zaczęliśmy z prawnikami analizować a część branży z nich niestety skorzystała... Po pewnym czasie pojawiły się rządowe tarcze, które dały nam wszystkim trochę optymizmu. Rozpoczęliśmy walkę o przetrwanie – dziękuję w tym miejscu mojej bratowej, żonie, ojcu i wielu. Udało nam się wypracować porozumienie z pracownikami, którzy w większości zrozumieli powagę sytuacji, w której cała branża się znalazła. I tu zgadzam się ze słowami Andrzeja Misiewicza, właściciela Hotelu Neptun w Międzychodzie, które wyczytałem w „Tygodniu”: „Problemem Międzychodu jest to, że tu zawsze będzie brakowało rąk do pracy. Kłopotem są też krótkie sezony turystyczne, które układa pogoda. A z tym wiążą się wyższe koszty funkcjonowania przedsiębiorców w branży”. Tym bardziej więc doceniam postawę zespołu Olandii.
Jak dziś sobie radzicie ze skutkami tego, co się wydarzyło?
- Tarcze antykryzysowe, które dały nam trochę optymizmu, tak naprawdę powinny być już dostępne w momencie ogłaszania decyzji o epidemii. I powinna być jedna tarcza, a nie różne jej warianty, modyfikacje, korekty błędów poprzednich. Są po prostu trudne do ogarnięcia dla przeciętnego przedsiębiorcy ale i urzędników, którym należą się ukłony i podziękowania za ciężką pracę. Olandia na dzień dzisiejszy ma zabezpieczone pokrycie 70 proc. dziury finansowej zaplanowanej na koniec 2020 roku. Jesteśmy jeszcze w trakcie dopełnienia formalności do osiągnięcia pełni bezpieczeństwa. Liczymy też na zwiększenie popytu.
Jakie to będzie lato w Krainie 100 Jezior?
- Dobre pytanie… odpowiedź jest bardzo złożona. Mieliśmy dopiero teraz pierwszy długi weekend, w którym zanotowaliśmy 90 proc. obłożenia w ośrodku – sukces! Wcześniej był najchłodniejszy maj od 20 lat w tej części świata, który sprawił nam olbrzymi zawód. Zmieniła się nasza mentalność i podejście do rezerwacji. Po luzowaniu obostrzeń ostrożnie odradza się rynek turystyczny indywidualny oraz uroczystości (komunie i wesela). Jest on jednak o tyle trudny, że ludzie podejmują decyzje najczęściej na kilka dni przed terminem, kiedy mają już pewność np. co do pogody. Rynek biznesowy – szkolenia, konferencje, imprezy (55 proc. przychodu Olandii) – w naszym odczuciu nie odbuduje się do wiosny 2021 roku. Firmy w innych branżach także przecież czują skutki kryzysu i przy ograniczaniu kosztów funkcjonowania, w pierwszej kolejności rezygnują właśnie z imprez, szkoleń, wyjazdów. Budżety zostały zmienione i kolejny raz w tym roku nie będą poprawiane. Do tego wszystkiego nakłada się też ciągły strach przed koronawirusem odczuwany przez wiele osób, co także wpływa na decyzje. Sama więc redukcja czy częściowa likwidacja obostrzeń nie powoduje żadnej rewolucji na rynku biznesowym – my to widzimy. Trzeba to analizować przynajmniej w perspektywie roku. Wiele hoteli nadal się jeszcze nie otworzyło wcale. Szacuje się, że otwarto ok. 60 proc. firm. Niektóre czekają na lepszy moment, inne ogłosiły upadłości, jeszcze inne zostały wstawione na sprzedaż. Tak samo jest z restauracjami. Wpływ na kondycję branży turystycznej będzie też miało otwarcie granic. Jednym to pomoże, innym zaszkodzi. Nam myślę, że bardziej zaszkodzi. Ciągle walczymy o to, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że nasz region nie jest nadal w świadomości zagranicznych turystów. Mimo wszystko patrzę na to z wrodzonym ale jednak ostrożnym optymizmem. Wakacje w Krainie 100 Jezior będą względnie dobre. A potem będzie trudna walka o każdego gościa.
A może właśnie w tym kryzysie należy szukać szansy. Z dużych ośrodków ludzie uciekają w poszukiwaniu bezpiecznych miejsc. A takim miejscem jest przecież Kraina 100 Jezior z lasami, jeziorami, ciszą, spokojem...
- Branża turystyczna dziś musi stawiać na bezpieczeństwo i Kraina 100 Jezior ma w tym na pewno szansę zaistnieć. To nasza zaleta i szansa. Dlatego też cały czas prowadzimy wszelkie możliwe działania promocyjne, by przedzierać się do świadomości ludzi. W tym zakresie działa też powołana przez nas kilka lat temu Fundacja Olandia. Pomaga nam m.in. Mikołaj Rey z jednej z komercyjnej stacji TV, który jest jednym z ambasadorów regionu.
Tyle, że infrastruktura turystyczna ciągle u nas uboga. Pól biwakowych z infrastrukturą brak. Parkingów dla kamperów człowiek nie uraczy...
- Gdyby nie kryzys związany z koronawirusem, to w tym roku przy Olandii powstałby pierwszy w regionie prawdziwy parking dla kamperów z infrastrukturą. Miał być przystosowany na 20 pojazdów. Przełożyliśmy wydatek na 2021. Ten rodzaj turystyki bardzo się w ostatnich latach rozwinął i szacuje się, że w kolejnych będzie się rozwijał jeszcze dynamiczniej. A Kraina 100 Jezior świetnie się do tego nadaje.
Przy Olandii powstaje za to farma fotowoltaiczna…
- Ta farma o mocy 1 MW na nieszczęście musi powstać przy Olandii w 2020 roku. Na nieszczęście dlatego, że powstaje w momencie, kiedy ceny energii na Towarowej Giełdzie Energii spadły o około 30 proc. Powodem jest zmniejszenie zużycia energii. Miał to być dla nas krok w kierunku dywersyfikacji przychodów Olandii i poprawić naszą kondycję finansową, a niestety stało się odwrotnie. Farma jest budowana, czekamy na odbicie się rynku energetycznego i bardzo liczymy na to, że w 2021 roku tak się właśnie stanie. Jedno jest pewne. Zamieszanie z koronawirusem zmieni nasze podejście do konsumpcji, zwiększy szacunek do wszystkiego co nas otacza, wielu zweryfikuje kieszenie. W gospodarkach świata okres po sezonie letnim do wiosny 2021 będzie trudny. Jeśli jednak wszyscy przyjmiemy lekcję pokory – wygramy. Tego, ale przede wszystkim zdrowia wszystkim życzę.
Dziękuję za rozmowę.
przycisk_galeria]
Rowerem przez Mierzeję Wiślaną. Od przekopu do granicy w Piaskach
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?