Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nawet dobry dyrygent potrzebuje muzyków do swojej partytury - Roman Rabcewicz o swojej roli

Iwona Paroń
Roman Rabcewicz, sołtys z Zatomia Nowego, który zwyciężył w plebiscycie na Supersołtysa 2012 opowiada o swoim "zawodzie".

Ile lat doświadczenia w sołtysowaniu już za panem?
Zacząłem w latach 90., ale po 6 latach zrezygnowałem. Po dwóch kadencjach przerwy znowu wróciłem do roli gospodarza wsi i teraz jestem w trakcie drugiej kadencji. Razem 12 lat sołtysowania za mną.

Skąd pomysł, żeby próbować swoich sił w takiej roli?
Wyszło samo z siebie. Żyłkę społecznika miałem w sobie od zawsze, po dziadku. Chciałem być zawsze komuś potrzebny, jako sołtys mogłem się spełnić. Po przerwie mieszkańcy Zatomia sami zasugerowali, żebym wyręczył sołtysa, któremu choroba już nie pozwoliła. Udzielałem się już wcześniej, stąd ich propozycja.

Jaka jest recepta na bycie supersołtysem?
Angażuję się sercem i duchem. Jeśli się w coś angażuje, to robię to od początku do koca. Jeśli coś jest do zrobienia, zawsze trzeba znaleźć czas i sposób. Nie dzielę czasu na pracę, życie i sołtysowanie. Jak jest potrzeba, to się to robi.

Dobry sołtys to taki…?
To taki, który ułatwia i stwarza możliwości. Wszyscy, którzy przychodzą po radę, albo z propozycją muszą czuć, że to nie jest puszczane w przestrzeń. Musi w ich imieniu starać się, żeby poprawić komfort, chociażby dojazdu do domu.

Jak wygląda więc dzień sołtysa?
Doba jest za krotka. Pracę zaczynam od 15.00. Od rana więc doglądam, co trzeba zrobić, bo swoimi siłami staramy się dbać o drogi, świetlicę, pomagałem też przy szlaku do kopalni. Nieraz nawet jak wrócę z pracy, to siadam do roboty lub papierów.

Zaskoczyła pana mobilizacja mieszkańców?
Zaskoczyła mnie sama informacja o konkursie. Najpierw wydawało mi się, że ruszyła zabawa, po tygodniu zauważyłem rywalizację. Sam też nie czekałem biernie, wydrukowałem 200 plakatów, „uruchomiłem” portale społecznościowe. Pomogło mi też, że chętnie się udzielam, bo ludzie mnie kojarzą i klikali. Tak udało mi się wywalczyć podium.

Czym zjednał pan „swoich”?
Zawsze staram się pokazywać, że musimy walczyć o swoje, że to nasza mała ojczyzna. Duzy wpływ miała też powódź. Zresztą powódź zjednoczyła wieś. Tak potrafi jeszcze tylko ksiądz. Od samego początku czułem się doceniony.

Co dał panu udział w plebiscycie?
Może Zatom Nowy zostanie nie tylko kojarzony z powodzią, ale sołtysem. Pokażemy, że nasza wieś sama sobie radzi. Szkoda tylko, że władze przeszły obok tego obojętnie. Nie tylko mi, ale innym sołtysom pewnie tez brakuje docenienia „ z góry”.
Co najbardziej utrudnia sołtysowanie?
Mam dar przekonywania, więc nie ma dla mnie spraw niemożliwych. Najgorsza jest biurokracja, a ja lubię wszystkiego sam dopilnować. Bolączką każdego sołectwa jest też brak pieniędzy na upiększanie wsi i zaspokajanie potrzeb mieszkańców.

Jaki jest pana sposób na takie sprawy?
Nie dać się wypchnąć przez drzwi. Zawsze podjąć dialog.

Co z krytyką?
Też się zdarza i jest potrzebna. Wiem wtedy, co jest najpilniejsze.

Klucz do serca mieszkańców?
Działaczem trzeba się urodzić. Grunt to pokazać, że potrafię, że mi zależy. Trzeba próbować rozmawiać, szukać kompromisu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na miedzychod.naszemiasto.pl Nasze Miasto