Wysiedlenia mieszkańców powiatu międzychodzkiego w latach 1939 - 1945 było jednym z największych dramatów w historii regionu. Niemcy wyrzucali z domów całe rodziny, pozbawiając ich dorobku życia.
Wysiedlenia mieszkańców Międzychodu rozpoczęły się dokładnie 81 lat temu, czyli 13 listopada 1939 roku. Tego dnia z domów wyrzucono około 100 osób i umieszczono ich w obozie przejściowym utworzonym w dzisiejszym budynku Liceum Ogólnokształcącego w Międzychodzie (wówczas było to Miejskie Gimnazjum Koedukacyjne).
Śp. Łucjan Sobkowski - wówczas jako 12-letni chłopiec - był jednym z tych, którzy trafili do gimnazjum. Tak to wspominał w swojej książce "Nie wstydźmy się swoich ojców":
13 listopada rano zastukali do wielu mieszkań polskich przedstawiciele władz niemieckich z uzbrojonym żołnierzem, nakazując w ciągu pół godziny opuścić mieszkanie, można było zabrać ze sobą tylko tyle, ile uniesie się w ręku. Z perspektywy lat podziwiam matkę, która w tej zaskakującej chwili nie straciła głowy. Kazała się wszystkim ubrać w ciepłą odzież i bieliznę. Kilkoma ruchami przewiązała na łóżkach prześcieradła wraz z pierzynami i poduszkami, dorzucając w to w zdenerwowaniu zapasową bieliznę. Przedstawiciel władz zażądał wydania gotówki, z czego wypłacił ojcu 100 zł. Reszta została zabrana. Mnie matka wcisnęła w garść wiklinowy koszyk, w który włożyła talerze i łyżki, niecały bochenek chleba, słoik ze smalcem i jakiś kawałek kiełbasy. Z tymi tłumokami znaleźliśmy się przed domem. Mieszkanie zostało opieczętowane. Nakazano z dobytkiem iść i zgłosić się do gimnazjum. Szczęśliwie się złożyło, że drabiniastym wozem jechał akurat p. Skobel, właściciel piekarni w sąsiedztwie. Zabrał nasze manatki jak i innych spotykanych po drodze nieszczęśników. W gmachu gimnazjum ulokowano wysiedlonych w poszczególnych klasach. Nam przypadło pomieszczenie na I piętrze, ostatnie w prawym rogu. Zastaliśmy tam jeden stół i 4 krzesła. Wokół ścian rozsypana była słoma. W klasie tej oprócz nas znalazły się rodziny: Buchertów, Tomaszewskich, Pawlaków, Kaszkowiaków i Wicentych. W piwnicy zorganizowano kuchnię. Jednocześnie zakazano wychodzić do miasta jak i kontaktowania się ze znajomymi. Trzódki tej pilnowali zmieniający się uzbrojeni wartownicy. Mimo to, kilka razy udało mi się wymknąć do miasta przez ruchomą sztachetę w parkanie. Oczywiście wędrowałem na nasze podwórko. Po pierwszych dniach odrętwienia zaczęto wymyślać różne zajęcia, gry i zabawy szczególnie dla dzieciarni. Wiele gier potrafił zainicjować Jurek Dłużewski, przyciągając do siebie ten drobiazg. Pani Tomaszewska została wróżką. Wszystkie współlokatorki chętnie nadstawiały ucha. Nie brakowało też śpiewu i wierszyków. Pewnym radosnym momentem w "naszej klasie" był powrót z wojennej tułaczki p. Bucherta i z odsiadki mojego brata Romana Sobkowskiego, który wraz z pozostałymi "plakaciarzami" po miesiącu więzienia przywędrował pieszo z Wronek do Międzychodu.
W międzychodzkim LO wysiedleńcy przebywali miesiąc, do 12 grudnia 1939 roku. Tego dnia wysiedlono około 1200 mieszkańców - już z całego powiatu międzychodzkiego - którzy trafili najpierw do Niepokalanowa, a następnie do różnych miejscowości w Generalnej Guberni. Do domów wracali - ci co przeżyli - dopiero po działaniach wojennych. I w zasadzie musieli zaczynać układać życie od nowa...
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?